Zanim trafiłem do AA.

Niedziela rano, a właściwie wcześnie rano, albo jeszcze wcześniej. Zawsze tak wcześnie się budzę jak jestem skacowany, oczywiście niema żadnego piwa ani w ogóle nic niema i wszystko jest do dupy, cholerny świat. Jak ja nie lubię takich przebudzeń kiedy poprzedniego dnia wszystko zostało wypite i rano trzeba prawie umierać. A może resztę wypiłem w nocy?, zresztą jakie to teraz ma znaczenie. Nie ma innego wyjścia, trzeba iść szukać.Tylko gdzie? Ale coś muszę znaleźć!  Ubieram się po cichu żeby nikogo nie zbudzić, dzieci i żona śpią. Porządek świata jest zachowany, żona z dziećmi w jaskini a mąż idzie na polowanie, ten tok myślenia mi pasuje. Na postoju taxi niema nikogo, taksówkarze zawsze coś mają, ale nigdy ich niema jak są potrzebni, cholerni handlarze. Idę dalej, ale ta droga jest bardzo długa już nie mogę, prawie nie mam siły, ale muszę bo przecież chcę żyć.

Przypominam sobie że na pętli tramwajowej na Ogrodach ktoś handluje piwem tak wcześnie rano. Ceny ma ogromne świnia jedna, ale żeby tylko był. Z daleka widzę że stoi i akurat sprzedaje, żeby tyko dla mnie cholera  wystarczyło bo widzę że ma tylko jeden karton. Podchodzę niepewnym krokiem…. masz? mam, ale tylko piwo w puszkach. Piwo w puszkach to nowość. Daj cztery! tyle kasy świnia jedna ale co tam, muszę!. Wracam, jedno otwieram od razu – piję duszkiem a właściwie wchłaniam, tego uczucia nie da się opisać, ulga, albo nie wiem co, może tak wygląda szczęście. No to jestem szczęśliwy i niech to nazywa się jak chce, mam to gdzieś. Drugie otwieram koło cmentarza teraz już piję powoli ze smakiem jak koneser już nie muszę się śpieszyć. Mam zapas. Uczucie odchodzącego kaca jest nie wyobrażalne, cudowne. Wchodzę do domu już nie tak cicho, jestem zadowolony a oni jeszcze śpią, jak można tak długo spać, taki ładny dzień się zaczyna, szkoda czasu. Siadam sobie przy ławie biorę szklankę i piwko oczywiście elegancko ze spokojem nalewam po trochu, ale i oszczędnie bo mam już tylko dwa. Włączam TV jak zawsze w niedziele, kiedy ja już oczywiście nie śpię i jestem po pierwszym „zabiegu” leci program rolniczy. Z informacjami rolniczymi jestem na bieżąco, w końcu długo już oglądam ten program. Niedziela rano taka sama do lat.

Budzi się żona i znowu ta sama gadka, znowu pijesz, znowu od samego rana. Tłumaczę uspokój się nie psuj dnia, wszystko będzie dobrze. Podchodzi do mnie, podświadomie czuję coś złego. Mówi… i brzmi to złowrogo… co pijesz?… daj spróbować! Wiedziałem… wiedziałem, czułem to przez skórę że będę musiał się podzielić, wprawdzie tylko trochę ale przecież każda kropla jest tak cenna. Bierze szklankę… robi łyka, obserwuje ją, na szczęście nie dużego. Pyta co ty pijesz? odstawia szklankę bierze do ręki puszkę i wolno czyta jakby specjalnie, piwo Bawaria bezalkoholowe. CHOLERA JASNA… jej słowa uderzają mnie  jak grom z jasnego nieba, BEZALKOHOLOWE… znowu cholera jasna mam kaca! Jeszcze gorszego niż rano, tyle zabiegów na NIC. Czy ja zawsze muszę mieć pecha. Po co brała to do łapy, po co czytała?. Zawsze musi wszystko spieprzyć!. I znowu muszę się ubierać i znowu muszę iść, nie wiem gdzie szukać. Cholera jasna.

Ten co mi sprzedał to piwo mnie oszukał, żona przeczytała że bezalkoholowe, też właściwie mnie oszukała wszyscy mnie oszukują. Do dupy taka niedziela. Idę! Janusz.

Był to czas kiedy alkohol nie był wszędzie dostępny.

O Autorze

Grupa: Magma 6. Intergrupa: Wielkopolska Nie piję już od 22 lat

Podobne posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany